środa, 23 listopada 2016

44/52 Teilhard de Chardin, Fenomen człowieka

W młodości mojej górnej i chmurnej byłem kreacjonistą. Kreacjonistą "młodej ziemi". Po lekturze jakiejś książki z lat 90. firmowanej przez pana Giertycha Seniora, uwierzyłem w wielki spisek ateistycznych uczonych, którzy z pomocą darwninizmu mieli zamiar podkopać fundament chrześcijaństwa i zniszczyć Kościół. Czytałem wtedy Biblię jak fundamentalista chrześcijański z USA - zupełnie literalnie, jak podręcznik nauk ścisłych, a nie tylko teologicznych i moralnych.

Dziś jestem zwolennikiem naturalistycznego ewolucjonizmu. Interpretuję go jednak jako akt kreacji Boga Stwórcy. Piszę o tym w tekście na tym blogu pt. "Ewolucja to kreacja".

W tych dawnych czasach moich młodych lektur Teilhard de Chardin był "fałszywym prorokiem" - wielkim szkodnikiem, którego się po prostu nie czyta. Z czasem jednak zauważyłem w Duchu liturgii i Wprowadzeniu w chrześcijaństwo kardynała Ratzingera (potem papieża Benedykta XVI), że moje kościelne autorytety mają współcześnie pozytywne nastawienie do tekstów de Chardina. Przy każdej Komunii Świętej pamiętam te słowa, które przeistoczoną Hostię opisują jako antycypację przebóstwionej i przemienionej materii w chrystologicznej rzeczywistości "nowego nieba i nowej ziemi", w świecie przyszłym. To mocne i ważne słowa.

Jestem po lekturze sztandarowego dzieła de Chardina pt. Fenomen człowieka. Warto poznać ten tekst. Ma tylko 250 stron, napisany jest zaangażowanym, prawie poetyckim językiem - z wielkim żarem człowieka, który tak bardzo chciał pogodzić swoją wiarę chrześcijańską z odkryciami nauki. Jak wpisać ewolucjonizm, ewolucję pierwiastków, obiektów kosmicznych, ewolucję przyrody nieożywionej i ożywionej na Ziemi, wreszcie ewolucję naczelnych, która spowodowała pojawienie się człowieka z dziejami zbawienia? Teilhard de Chardin nie jest teologiem "Boga od zapychania dziur". Człowiek ten buduje system, w którym ewolucjonizm i zbawienie są ze sobą istotowo zjednoczone. Książka jest opisem całej historii naturalnej (wg stanu wiedzy z lat 50. XX w.), a autor proponuje spojrzeć na nią tak, jakby w samej materii było od początku zapisane dążenie do ujawnienia się, uwolnienia, zrealizowania świadomości, jakby każdy atom, pierwiastek, komórka były zaprogramowane tak, że przez miliardy i miliony lat dążą wbrew entropii do pojawienia się życia, do pojawiania się w końcu świadomości. Dla Chardina człowiek jest prawdziwą Koroną Stworzenia, między światem zwierząt i ludzi jest zasadnicza granica, świadomość, ludzka refleksja pojawiają się od razu (wg Chardina tymi świadomymi ludźmi z umysłowością człowieka były już niektóre osobniki pitekantropa i sinantropa). Chardin tworzy ciekawą terminologię, do której odwołują się też późniejsi autorzy, np. termin noosfery, czyli przestrzeni, w której występuje człowiek świadomy. Chciałbym o tej książce napisać więcej ale jestem tylko czytelnikiem, który się uczy. Polecam - przeczytajcie sami.

I jeszcze jedno - oczywiście to nie jest kompletna odpowiedź na nasze wątpliwości. Sam de Chardin zdaje sobie sprawę z tego, że nie daje odpowiedzi na pytania o grzech pierworodny, o zmartwychwstanie, o Paruzję. Ja sam traktuję jego poszukiwania i jego pomysły jako propozycje, z których buduję swoją własną syntezę teologii katolickiej i współczesnej nauki opartej o ewolucjonizm Darwina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz