poniedziałek, 31 października 2016

Kościół jest jak drzewo...

Bo jeżeli zaczyn jest święty, to i ciasto, a jeżeli korzeń jest święty,
to gałęzie również. Jeśli zaś niektóre gałęzie zostały odcięte,
a ty, będąc dziczką oliwną, zostałeś wszczepiony w ich miejsce
i korzystasz z obfitości oliwnego korzenia,
nie wynoś się ponad inne gałęzie (...)
Rz 11,16-17


Drzewo to najdoskonalsza roślina. Drzewo też jest piękną alegorią. Drzewa inspirują, co jest widoczne na wielu kartach najwspanialszych opowieści Tolkiena. Chciałbym napisać dziś o mniej znanym porównaniu do drzewa, które znajdziemy w listach Tolkiena. Chodzi o porównanie Kościoła Katolickiego do drzewa. Po raz pierwszy takie porównanie zrobił święty Cyprian, biskup Kartaginy i pierwszy męczennik afrykański z III w.: 
Jak wiele promieni ma słońce a jedno tylko jest światło; jak wiele gałęzi ma drzewo, a jeden tylko jest pień, osadzony na silnym korzeniu; i jak z jednego źródła bardzo wiele wypływa strumieni, i te dla obfitości wydobywającej się wody zdają się liczebnie pomnażać, to przecież jedność ich zachowuje się w początku. Pochwyć promień słońca od ciała jego: jedność światła nie da się rozdzielić. Odłam od drzewa gałąź, a odłamana nie puści korzenia. Oddziel od źródła strumień, oddzielony wyschnie. Tak i Kościół, napełniony światłością Pana, rozwodzi swe promienie po całym świecie, jedno atoli jest tylko światło, które wszędzie się rozlewa a jedno ciało jego się nie rozdziela. Rozpościera bujnie gałęzie po całej ziemi, wypływające obficie strumienie szeroko rozlewa; jedna atoli jest głowa, jeden początek, jedna matka bogata w następstwa płodności swojej. Z jej płodu się rodzimy, karmimy jej mlekiem, jej duchem się ożywiamy. 
Do tego porównania odwołał się w swojej Apologia pro vita sua błogosławiony Kardynał Newman. Książkę Newmana na pewno znał Profesor Tolkien, wychowany religijnie pod okiem ojców oratorianów z newmanowskiego Oratorium Birmingham. Zapewne stąd porównanie Kościoła Katolickiego do drzewa w jego liście nr 306:
Brak jest podobieństw między "ziarnem gorczycy" i w pełni wyrośniętym drzewem. Dla żyjących w czasach jego rozrastania się najważniejsze jest Drzewo, albowiem historia czegoś co żyje, stanowi część jego egzystencji, a historia tego co boskie, jest święta. Mędrcy mogą wiedzieć, że powstało ono z nasienia, lecz próby wykopania ziarna są bezcelowe, ponieważ ono już nie istnieje, a jego właściwości i moc znajdują się teraz w Drzewie. Doskonale: lecz w gospodarce leśnej zarządcy, opiekunowie Drzewa, muszą o nie dbać zgodnie z posiadaną wiedzą, przycinać je, usuwać narośla oraz pasożyty i tak dalej. (Z drżeniem, świadomi, jak mała jest ich wiedza o wzrastaniu!). Jeżeli jednak opęta ich pragnienie do powrotu do nasienia lub nawet do pierwszej młodości rośliny, która była (jak to sobie wyobrażają) ładna i niedotknięta złem, z pewnością wyrządzą jej krzywdę. 
Alegoria Drzewa (jeszcze jedno drzewo Tolkiena - ta piękna roślina miała wielki wpływ na wyobraźnię Profesora), a jednocześnie wykład Tolkiena na temat niebezpieczeństw dotyczących powracania do tzw. "pierwotnego chrześcijaństwa". Warto tu dodać jeszcze inne słowa z tego samego listu: 
"Protestanci" szukają w przeszłości "prostoty" i bezpośredniości - co oczywiście jest chybione i właściwie bezcelowe, chociaż wynika z raczej dobrych, a przynajmniej zrozumiałych pobudek. Chybione, ponieważ "pierwotne chrześcijaństwo" jest i mimo wszelkich "poszukiwań" zawsze pozostanie w dużej mierze nieznane; ponieważ "pierwotność" nie stanowi gwarancji wartości, a raczej jest i była w pewnym stopniu odbiciem ignorancji. Poważne nadużycia były elementem chrześcijańskiego "liturgicznego" zachowania zarówno u jego zarania, jak i obecnie. (Wystarczająco dowodzą tego ostre ograniczenia nałożone przez św. Pawła na zachowanie eucharystyczne). Tym bardziej, że zgodnie z intencją Naszego Pana "mój Kościół" nie miał być statyczny czy też trwać w stanie wiecznego dzieciństwa, lecz miał stanowić żywy organizm (porównany do rośliny), który rozwija się i zmienia zewnętrznie poprzez wzajemne oddziaływanie przekazanego mu boskiego życia i historii - szczególnych uwarunkowań świata, w którym został osadzony.
Mówiąc o "protestantach" miał Tolkien na myśli raczej katolickich reformatorów z czasów Vaticanum II niż bezpośrednio wyznawców Chrystusa ze Wspólnot ewangelickich. 

2 komentarze:

  1. Co do końcówki, to wielu protestantów, szczególnie ze wspólnot ewangelikalnych, takie ma podejście. Wydaje im się, że odtwarzają w formie i treści klimat pierwotnego Kościoła, co jest, oczywiście, absurdem. Zatem słowa Tolkiena nie są wcale takie niewłaściwe. Uwzględniając, że w Anglii luteranizm jest marginalny, a Tolkien miał więcej do czynienia z różnymi formami anglikanizmu i wspólnot pentakostalnych, jego opinia jest całkiem uprawniona.


    Pewnym paradoksem jest, że zamierzeniem Lutra nic takiego nie było. Przeciwnie, w pismach przeciw anabaptystom piętnował on takie pomysły. Luter nie kwestionował Tradycji, ani dorobku pokoleń. Wręcz się do nich odwoływał. Chciał jednak, by Tradycja nie czerpała ze źródeł innych, niż Pismo, które samo jest przecież Tradycją.

    Jak się wniknie w tamtą szesnastowieczną historię, to poraża skala nieporozumień i wzajemnych uprzedzeń. Jakiejś niezdolności i niechęci do wysłuchania swoich racji i pragnienie dowiedzenia swojej wyższości nad przeciwnikiem.
    I to z obu stron.

    OdpowiedzUsuń
  2. Swoją drogą, gdzie w tej koncepcji jest miejsce na Kościół Prawosławny?
    :-)

    Myślę, że drzewem jest Kościół rozumiany jako niewidzialna wspólnota wszystkich wyznających Chrystusa. Poszczególne denominacje to różne części rozdzielonego pnia, konary i gałęzie. Kościół Rzymsko-Katolicki jest jednym z głównych pni, a luteranizm odchodzącą od niego gałązką.
    :-)

    OdpowiedzUsuń