czwartek, 6 lutego 2014

Zachowanie na drodze świadczy o tym, jakim jesteś człowiekiem...

Wielu polskich kierowców zachowuje się na drogach jak jacyś zakompleksieni frustraci. Zakute łby zakute w wielkie samochody, dla których to łbów nie istnieją żadne ograniczenia prędkości, żadne zasady dobrego wychowania, żadna współodpowiedzialność za bezpieczeństwo, zdrowie i życie innych użytkowników dróg. Tego nie zmienią drakońskie prawa i drogie fotoradary. To tkwi we wnętrzu tego postpańszczyźnianego społeczeństwa, które niecałe 200 lat wyrwało się od pługa, a teraz szlachetkuje sobie i sobiepani.

Są dwa pasy, ograniczenie do 70, tunel - na tyłku siedzi Ci dosłownie metr, półtora jakieś wielkie auto i mruga światłami. Skąd my to znamy - my, którzy nie wykraczamy poza przepisową prędkość więcej niż 10%? A już gdy jest teren zabudowany i jedziesz 55 km/h...? Spróbuj jeździć przepisowo w Polsce - przygotuj się na spektakl brawury, głupoty i złej woli...

Czy wiemy, że nieprzepisowe zachowanie na drodze to grzech przeciw życiu innych ludzi? Czy wiemy, że jesteśmy krajem, gdzie statystycznie najwięcej w EU ludzi ginie w wypadkach na drogach? Zróbmy coś z tym.

P.S. Nigdy nie dostałem zdjęcia z fotoradaru. Ostatnio za przekroczenie prędkości byłem zatrzymany przez policję jakieś sześć, siedem lat temu... Wiecie jaka to oszczędność?

7 komentarzy:

  1. Przejechaliśmy w zeszłym roku trasę Warszawa-Berlin-Schwaz-Rzym-Arezzo-Graz-Brno-Warszawa. I taka moja refleksja. Wszędzie nawet w bałaganiarskich rzekomo Włoszech, znaki czemuś służą: informują przestrzegają, przygotowują, ustawione są z sensem. Jeżeli zbliżam się we Włoszech na autostradzie do tunelu, to znaki tak są ustawione, że spokojnie można zwolnić do wymaganej prędkości +/- 10% i zaraz po wyjeździe z tunelu (dosłownie 50-100m) jest znak końca ograniczeń. Znaków nie jest też za dużo, dzięki temu je widać i wiadomo, któremu się podporządkować.Wyjątkiem od tej reguły jest nasz kraj, gdzie postkomunistyczna mentalność wymieszana z pseudo-neoliberalizmem nakazuje chyba traktować społeczeństwo jak wroga, bandę baranów i dojną krowę. Jadę trasą krajową dopuszczalna 90km/h, 100 m od drogi trzy chałupy na krzyż i ograniczenie do 50 km/h. Rozumiem 70 km/h, rozumiem znak ostrzeżenia, że mogą być piesi. Dalej trasa (stara) Wrocław-Warszawa, gdzieś miedzy Wieluniem i Bełchatowem, odcinek 1 km i ponad 100 znaków różnego rodzaju, kto to odczyta przy prędkości dopuszczalnej 80 km/h, i na który z nich zwrócić uwagę. Wreszcie nowa ekspresówka między Piotrkowem Trybunalskim i Rawą Mazowiecką. Teoretycznie 120 km/h, ale co chwila ograniczenia a to do 100 km/h, a to do 90 km/h, a to do 70 km/h. Szukam logiki, może przed rozjazdami (choć bezkolizyjne). W sumie mi się zgadzało, tyle, że ograniczenia zaczynają się 1km lub więcej przed rozjazdem a kończą 2-3 km za rozjazdem. Jeszcze ten 1 km przed rozumiem, ale czemu tak daleko za? Aż tu w którymś momencie ograniczenie kończy się 100m przed rozjazdem i wtedy się zepsułem. O co chodzi? Nie bronię debili, których jest mnogo na naszych drogach w autach, na motorach, na rowerach, pieszo. Są i trzeba z nimi walczyć, ale jest też druga strona medalu. Jak tu przestrzegać przepisów i znaków, kiedy czasami na zdrowy chłopski rozum widać, że są ustawione bez sensu, a jedynym ich uzasadnieniem jest ściąganie haraczu (swoistej wersji myta). Wszędzie na świecie, gdzie istnieją ronda, wprowadza się je dla upłynnienia ruchu, u nas, i to słowa urzędnika z GDDKA, służą spowalnianiu ruchu. Jak się tak traktuje obywateli, to trudno się dziwić, że obywatele odpowiadają tym samym. Na marginesie też nie dostaliśmy nigdy fotki z fotoradaru, a jedyny mandat, jaki dostaliśmy miał miejsce 5-6 lat temu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja staram się przestrzegać znaków na polskich drogach i jakoś nigdy nie zauważyłem tego, o czym piszesz (niestety nie wiem, kto jest autorem tego ciekawego komentarza...). Jestem pewien, że gdyby Polacy gremialnie zmienili swoje nawyki drogowe i przestali się usprawiedliwiać tym typowym "jak tu przestrzegać przepisów i znaków, kiedy czasami na zdrowy chłopski rozum widać, że są ustawione bez sensu, a jedynym ich uzasadnieniem jest ściąganie haraczu", to byłoby mniej śmierci na drogach.

    A pożegnać się z życiem tak niespodziewanie, w takich nagłych okolicznościach, to - nie trzeba chyba tego wyjaśniać - potworna tragedia.

    Po napisaniu tego wpisu jechałem dziś na Giszowiec. Jest tam na dwupasmówce w kierunku Tychów ten moment, że jest ograniczenie do 70 km/h, zbliżają się światła, a na nich jest lewoskręt (w który muszę wjechać, żeby zjechać na osiedle). Zjechałem na lewy pas, ograniczyłem prędkość do 77 km/h, ale już na dupie miałem jakiegoś mercedesa czy lexusa, który usiał mi na tyle w odległości jednego metra. Aż chciało mi się lekko zahamować (ale za bardzo kocham zdrowie i swoją hondzię). Gość mnie z impetem wyprzedził, ale i tak za 300 m musiał się zatrzymać na światłach. Podjechałem, otwarłem prawą szybę i zapytałem się pana, czy widział ograniczenie prędkości... Oczywiście odważniaczek nie otworzył nawet okna. Pogardłował i uciekł...

    Chyba zamontuję sobie kamerkę i będę takich kuriozalnych kierowców nagrywał. W Polsce powinno się stworzyć możliwość zorganizowania straży obywatelskiej, która chroniłaby słabszych przed mordercami drogowymi...

    OdpowiedzUsuń
  3. Toż to nawet w oficjalnych publikatorach przyznają, że przydałby się audyt znaków na polskich drogach. Bo nie jest z tym dobrze. Parę miesięcy temu w PR I, Zientarski zwracał uwagę, że w Niemczech zadaniem policji i znaków jest upłynnianie jazdy a u nas hamowanie. Rozwiązaniem wszystkiego jedźmy wolniej. OK. To w wielu wypadkach jest rozwiązanie, ale mi się wydawało, że system komunikacyjny tworzy się by poruszać się sprawniej i bezpieczniej a nie wolniej. Wolniej to w cale nie zawsze bezpieczniej, co wie każdy, kto natknął się na autostradzie na ciołka, który posuwa 90 km/h lewym pasem i nie zamierza nikomu ustępować. W Niemczech są mandaty także za zbyt wolną jazdę po autostradzie. A w filmiku ja widzę dwoje winnych, kierowcę który jechał za szybko i dzieciaka, który bezmyślnie wpadł na jezdnię. Można powiedzieć, że kierowca jechał za szybko, bo jechał i nie powinien, ale dzieciak mógł spojrzeć czy coś nie jedzie a nie wyskakiwać na ulicę. Owszem zapłacił najwyższą cenę, ale przynajmniej część winy leży po jego stronie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdyby kierowca jechał o 10 km/h wolniej, dziecko by przeżyło.

    Dziś po całodziennej jeździe po Katowicach mam dobre wrażenia. Dużo spokoju, uprzejmości...

    OdpowiedzUsuń
  5. Różne są sytuacje... Niektórzy zawsze się spóźniają - i potem spieszą, innym brak wyobraźni, jeszcze innym kultury.
    Jeśli o film chodzi, oglądam i czuję się jak tamtego dnia, kiedy mój mały braciszek wybiegł na moich oczach przez furtkę prosto pod nadjeżdżający samochód. Nie przeżyłby, gdyby kierowca jechał odrobinę szybciej.
    A kamerkę warto mieć! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdyby było upilnowane, lub gdyby spojrzało czy coś nie jedzie, też by przeżyło. To nie usprawiedliwia kierowcy, tylko pokazuje, że myśleć muszą wszyscy, kierowcy, piesi, rowerzyści, każdy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń